Tydzień 17 – 23 lipca

Poniedziałek

Zupełnie typowo, wróciłem sobie z pracy biegiem. Fajnie, miała być piątka i była, tempo 5:15, całkiem całkiem. Ledwo zdążyłem 🙂

Chyba coś ze mną nie tak, bo trening mimo, że w wysokiej temperaturze, nie stanowił żadnego problemu. Tętno w normie, Polar mówi, że to trening ogólnorozwojowy. Aha 🙂

Wtorek

Odpuściłem bieganie na rzecz roweru i siatkówki plażowej. Zwłaszcza ta plażówka dała mi w kość. Ale super, trening biegowy zastąpiłem fajnym treningiem uzupełniającym, może nie kardio, ale sprawnościowym na pewno. Fajna odmiana 🙂
Bieganie będzie jutro…

Środa

Odpokutowałem wczorajszy brak biegania. 15km w okolicach tempa maratonu (no, może odrobinę wolniej…). Dość powiedzieć, że środek dnia, upał, skwar, a u mnie tętno na względnym luzie (150bpm średnie z całości). Bardzo przyjemny trening.

Czwartek

Dzień przerwy (mimo zaplanowanych interwałów)…

Piątek

Miał być dzień przerwy, ale raz – wczoraj był szlus, dwa – plany weekendowe raczej uniemożliwią mi bieganie w niedzielę, więc wybieganie zastępcze planuję na piątek. Plan mówił coś o półmaratonie, więc zamiast powolnego wybiegania, wybrałem opcję tempa startowego w maratonie. Okazało się, że półmaraton poszedł tak jak zeszłoroczny debiut, z tą drobną różnicą, że tym razem średnie tętno miałem poniżej 150bpm, a rok temu w okolicy miliona bpm 😉
Efekty pracy widać gołym okiem. A w bonusie dostałem znajome dźwięki w okolicy Stadionu Narodowego… Ach tak, to Martin Gore śpiewał Question of Lust – znowu nie zorientowałem się, że Depeche Mode koncertują w okolicy. Ale wtedy bym chyba nie pobiegał… 😉

Sobota

…czyli iść za ciosem. Ponieważ mieliśmy szybciutko jechać na weekendo-urlop, spieszyłem się. Rano było, to pomyślałem, że może parkrun będzie dobrą opcją. I znowu za późno wyszedłem z domu. Do Parku Skaryszewskiego, gdzie w każdą sobotę spotykają się parkrunowcy, mam z domu jakieś 2.5km. Luz, pomyślałem, 12 minut wystarczy… 😉
Ledwo zdążyłem na start, a dobiegając do skaryszaka wykręcałem najwyższe, jak to się miało okazać, tempo tego dnia. No nic, taka nauczka na przyszłość – wyjdźże wcześniej…
Sam bieg po parku fajowy, 5km w granicach 24 minut, tętno 160bpm czyli pod kontrolą. A powrót do domu był leniwy jak nie wiem co.

Niedziela

Zapracowałem, żeby nic nie robić 🙂

Podsumowanie

Cały tydzień obok planu. Widocznie dobry jestem w zastępowaniu i zamienianiu dni treningowych 😉

Cieszę się, że udało się mimo wszystko zrobić te treningi, które chciałem – upalną piętnastkę i półmaraton. Reszta też fajna, a przerywnik w formie plażówki był naprawdę bardzo miły 🙂

A to co się dzieje z tętnem podczas treningu naprawdę napawa optymizmem. Dobry kop do ciśnięcia dalej!

 

(parkrunowa fotka za https://www.facebook.com/sz.p.ufek/)