W poprzednim wpisie czytaliście o „fali entuzjazmu” po półmaratonie i dyszce z życiówką. To chyba dość popularne zjawisko, że po połówce człowiek zaczyna kombinować. Co by było gdyby… Maraton?
Jeśli maraton to kiedy? Za miesiąc? Dwa? Pół roku? Ponieważ z natury jestem ostrożny, rozłożyłem sobie entuzjazm na jakieś 18 tygodni 🙂
Czyli PZU Maraton Warszawski, wrzesień. Postanowione!
Skoro do połówki przygotowywałem się 4 razy w tygodniu przez jakieś 12 tygodni, to szukałem planu na maraton, który da troszkę więcej obciążenia. No i jest.
Plan na 18 tygodni, akurat do września. Jest nieco na wyrost, ale trzeba iść za ciosem, c’nie? 🙂
W planie widać sześć dni treningowych, jednak nie bójcie się, z reguły to jest 4-5. Poniedziałki i środy spokojnie można zamienić na jakiś trening uzupełniający – piłkę, albo, jak w moim przypadku, kosza. Trening core-stability też może być, choć jego akurat warto robić zupełnie niezależnie.
Biegamy w większości powoli, wolniej od zakładanego tempa maratońskiego o jakieś 20%. U mnie z zakładanego tempa maratońskiego wychodzi jakieś 6:15-6:30/km.
Raz w tygodniu akcent – albo interwały, albo podbiegi. Bieg z narastającą prędkością zamiennie z interwałami – chociaż czasem dłuższe wybiegania kończę szybciej i wychodzi z tego taki BNP dla ubogich 😉
Tutaj tabelka, a tymczasem, motywacji, trwaj!
Legenda i wyjaśnienie:
- treningi oznaczone jako run to swobodne rozbieganie,
- hill – podbiegi
- tempo – początek w tempie rozbiegania, potem szybciej (około 50% treningu) i na końcu uspokojenie – czas treningu w minutach!
- x 800 – interwały po 800m z przerwą w truchcie do wyrównania tętna, tempo z łopatologicznego wzoru jeśli maraton w 4 godziny to te 800m w 4 minuty. Nie pytajcie czemu, ponoć działa 🙂
- pace – tempo wyścigu, u mnie na maraton zakładam 5:30/km