Tego nie spodziewał się nikt 🙂
Wszyscy (w sensie Was dwoje czy troje, moi drodzy Czytelnicy) pewnie już dawno skreśliliście wolnego gocławia, a tu ni!
Bo jestem i to lepszy niż kiedykolwiek 😀 😀
Po pierwsze: nie ma nas już troje, lecz pięcioro! I to od dwóch lat! (to trochę wyjaśnia, czemu nie pisałem).
Po drugie: 2022 przyniósł jakąś magiczną motywację, która pchnęła mnie do całkiem regularnego treningu. Jak nigdy, powiedziałbym.
Otóż: w styczniu w lustrze ujrzałem styrane i dojechane życiem 81 kilogramów, które niespecjalnie radziło sobie z rzeczami. Więc od tego styczna pobiegałem w miarę wg jakiegoś bliżej nieokreślonego planu, jakieś trzy razy w tygodniu. Jak już ogarnąłem wszystko, rzecz jasna. Gocław i Bulwary Wiślane musiały przyzwyczaić się do widoku freaka w obcisłych spodenkach, robiącego trening pomiędzy 23:00 a 1:00 w nocy.
I zacząłem chudnąć. I odstawiłem %. I jakoś tak więcej radochy ze wszystkiego zaczęło spływać. A w marcu był tradycyjnie Półmaraton Warszawski, tradycyjnie przebiegnięty dla Fundacji Wcześniak. I powiem Wam, że w życiu nie cieszyłem się tak z 1:52 w półmaratonie 🙂
Bo to oznaczało, że jednak nie jest aż tak źle.
Fast forward: końcówka sierpnia, ja w nogach mam jakieś 750km więcej, wspomniane nogi dźwigają jakieś 8-9 kg mniej i wróciłem po czterech latach na parkrunowe ścieżki. Wróciłem, jak to mówią ludzie chcący się odmłodzić, „na pełnej”. Piątka w 20:33, nowa życiówka. Jak do tego doszło, nie wiem 🙂
A potem było jeszcze trochę wybiegań, trochę akcentów i nocny Półmaraton Praski. A w międzyczasie PB na sprawdzianie na kilometr, powrót na mityng 1mila.pl i bardzo fajny cykl treningowy. Ale o tym będzie innym razem.
Anyway. Wróciłem. I się rozgaszczam. Piona!