Podsumujmy luty

Luty! Dwadzieścia osiem dni w kalendarzu, z czego wykorzystałem połowę na treningi! Kilka razy mimo planu nie udało się pobiec, ale i tak nie jest źle.

Czyli: 14 treningów, ponad 140 kilometrów, jedna dwudziestka, kilka ciekawych wyjść.

Pierwszy tydzień lutego zaczął się od świetnego treningu, w którym łączy się rozbieganie z szybszymi odcinkami: 11 km, a od czwartego kilometra każdy kończyłem szybszą setką. To dość obciążający trening, dlatego nie udało mi się sobotnie easy i kolejne bieganie było dopiero w niedzielę. Wtedy wpadło wybieganie na niecałe 21 km, bez szczególnego przejmowania się tempem.

Kolejny tydzień 13-o kilometrowe rozbieganie, znowu bez jakiegoś konkretnego reżimu tempowego, w środę kolejny trening siłowo-sprinterski z ekipą z MGW Reebok Run Crew. Tym razem skupiliśmy się na skipach i znowu biegaliśmy 60m na czas. Fajnie!
Po wtorku i środzie nie czułem się na siłach robić czwartkowego treningu – zwłaszcza, że w planie była dyszka z szybszymi końcówkami – po 200 m. Zrobiłem ten trening w piątek, czym skutecznie zajechałem się na weekend 😉
W sobotę odbyłem niezbyt pośpieszne easy na 10 km, trochę obawiając się niedzielnego długiego treningu… Bo wg założeń miało być 20 km w tym 10 w tempie PM. No dobra, poszedłem na ten trening, nawet nieźle się zaczynało, ale potem jakieś dziwne myśli weszły mi w głowę. A to, że noga boli, a to że problem z oddechem (WTF?) i jeszcze, że w ogóle ciężko się biegnie i to wszystko bez sensu. Efekt był taki, że po 6 km miałem serdecznie dość i wróciłem do domu. Trudno 🙁

Trzeci tydzień lutego: we wtorek tym razem trening z ludźmi z NewBalance Eska Team i Łukaszem Jóźwiakiem – zabawa biegowa w podziemiach stadionu narodowego :). Wpadło jakieś 7km wg rozkładu: 2 x 1’/1’, 1.5’/1’, 2’/1’, 1.5’/1’, 1’/1’. Fajny początek tygodnia 🙂
W czwartek w smogowych warunkach pobiegłem znowu szybkie końcówki – tym razem 4 powtórzenia po 100m. W sobotę zaliczyłem szybki strzał z rytmami/setkami, ale nic więcej nie robiłem, bo mało czasu. Natomiast z niedzielnego treningu jestem szczególnie zadowolony. Miało być BNP, co prawda plan zakładał znacznie szybsze tempa, ale ponieważ i tak ten plan jest na wyrost to 15km w układzie 5 (~5:10) + 5 (~4:50) + 4 (~4:40) + 1 studzenia to świetna sprawa. Chociaż odcinka pod koniec to lekki powód do niepokoju…

 

Kolejny wtorek – Agrykola i 4 km easy, a potem 8 powtórzeń na bieżni po 400m w czasie ok 1’30” z odpoczynkiem w truchcie też po 400m. Dzień później znowu odhaczyłem halowe sprinty, tym razem plus ćwiczenia na płotkach. Ostatni trening przed urlopem wypadał w czwartek – miała być dyszka i była, chociaż biegłem ją na sporym zmęczeniu po wcześniejszych dwóch dniach. Ale z takim podkładem mogłem spokojnie jechać na narty.

 

Urlop trwał zawrotne 5 dni, ale i tak się porządnie najeździłem. Białka Tatrzańska nie sprzyja specjalnie bieganiu, ale mimo to spakowałem graty biegowe. Obok nart udało mi się wyjść na bieganie cały raz, ale bieganie w -15C, smogu i pod górę nie daje zbyt wiele frajdy, więc po 8,5km uznałem, że starczy i zawinąłem się na kwaterę. Zimno. Naprawdę.

Z uwagi na aktywność narciarską nie przejmowałem się przerwą w kalendarzu biegowym, z resztą mam jeszcze trochę czasu do startu. Choć może nie tak dużo jednak.

Na koniec ciekawostka od Polara: prognoza czasów wyliczona na podstawie ostatnich kilku treningów. Jak dla mnie absolutne science-fiction. 1:36 w PM. Ta, jasne.