Podsumowanie tygodnia 7 – 13 lipca

Pewnie zastanawiacie się czemu po drodze nie ma podsumowania pierwszego tygodnia sierpnia…
To było dziwne. Upał. W pracy straszne ciśnienie i stres. Normalnie stres można zwalczyć bieganiem (lub używkami ;)), ale tym razem to wyglądało poważniej… Po pracy dopadała mnie jakaś niemoc – na tyle duża, że nie bylem w stanie się zebrać na trening. Ba, nawet na półgodzinne pobieganie w rekreacyjnym tempie.
Do tego doszły weekendowe wyjazdy i w związku z nimi sobotni i niedzielny trening też poszedł sobie do… ( . )

No nic.

Każdy kryzys da się kiedyś przełamać. Może uda mi się na ten temat napisać słówko, ale to potem. A teraz następny tydzień.

Pojawiła się oczywiście obawa co do powodzenia całego planu, tym bardziej, że po tych kilku dniach przerwy nie mogłem wjechać od razu z mocnym treningiem. Ale trzeba być dobrej myśli i powoli wracać do planu, bo (heloł!) za trzy tygodnie półmaraton!

Motywacja powróciła w czwartek…

Czwartek

Udało się! Nawet nie zdawałem sobie sprawy jaką satysfakcję może dać powrót do kieratu 😉
Wyskoczyłem z domu na godzinkę z kawałkiem, ot tak rozruszać nogi i przypomnieć sobie o co chodzi. Oczywiście zaplanowany wczesniej akcent musiałem odpuścić – chyba umarłbym, albo chociaż urwałbym nogi, robiąc tempówki zgodnie z rozpiską…

Wytruchtałem po Gocławiu ponad 11 kilometrów, bez absolutnie żadnej spiny. I fajnie. Wróciłem do biegania 🙂

Sobota

Przyjemne (chyba) z pożytecznym. Podwieź koleżankę samochodem. Wróć na punkt startu biegiem. Super pomysł. Pogoda mistrzowska, lekki deszczyk, wiaterek, orzeźwienie.
Tempo lekko rekreacyjne, 5:45, na tętno nawet nie patrzyłem. Niecałe 11 kilometrów, godzinka i fajnie.

Niedziela

Plany rzuciły nas nad Pilicę. I super, bo przed grilem trzeba było zaliczyć wybieganie. Szkoda, że trafiłem początek upału. Rano było chłodno i przyjemnie, jak dojechaliśmy na miejsce też było ok, a jak wyszedłem na bieganie zrobiła się sauna.
Dobrze, że po 15 km spauzowałem zegarek, żeby kupić wodę w sklepie (ukłony dla pani Irenki z Zakrzewa), to Polar nie policzył mi Running Index – gfdyby policzył wyszłaby tragednia 😉

Ostatecznie wpadło 18 km w upale, co wobec planowanych 19,5 nie wygląda jakoś dramatycznie.

A po biegu posiłek regeneracyjny, wysokoproteinowe mięcho z grila 😉

 

Podsumowanie

W zasadzie tylko warto wspomnieć, że udało mi się przełamać kryzys i wrócić w okolice programu treningowego. Sobota i niedziela to już fajne dni treningowe, które udało mi się sensownie przepracować. Zawsze to jakiś optymistyczny prognostyk…