Poniedziałek
Zupełnie typowo, wróciłem sobie z pracy biegiem. Fajnie, miała być piątka i była, tempo 5:15, całkiem całkiem. Ledwo zdążyłem 🙂
Chyba coś ze mną nie tak, bo trening mimo, że w wysokiej temperaturze, nie stanowił żadnego problemu. Tętno w normie, Polar mówi, że to trening ogólnorozwojowy. Aha 🙂
Wtorek
Odpuściłem bieganie na rzecz roweru i siatkówki plażowej. Zwłaszcza ta plażówka dała mi w kość. Ale super, trening biegowy zastąpiłem fajnym treningiem uzupełniającym, może nie kardio, ale sprawnościowym na pewno. Fajna odmiana 🙂
Bieganie będzie jutro…
Środa
Odpokutowałem wczorajszy brak biegania. 15km w okolicach tempa maratonu (no, może odrobinę wolniej…). Dość powiedzieć, że środek dnia, upał, skwar, a u mnie tętno na względnym luzie (150bpm średnie z całości). Bardzo przyjemny trening.
Czwartek
Dzień przerwy (mimo zaplanowanych interwałów)…
Piątek
Miał być dzień przerwy, ale raz – wczoraj był szlus, dwa – plany weekendowe raczej uniemożliwią mi bieganie w niedzielę, więc wybieganie zastępcze planuję na piątek. Plan mówił coś o półmaratonie, więc zamiast powolnego wybiegania, wybrałem opcję tempa startowego w maratonie. Okazało się, że półmaraton poszedł tak jak zeszłoroczny debiut, z tą drobną różnicą, że tym razem średnie tętno miałem poniżej 150bpm, a rok temu w okolicy miliona bpm 😉
Efekty pracy widać gołym okiem. A w bonusie dostałem znajome dźwięki w okolicy Stadionu Narodowego… Ach tak, to Martin Gore śpiewał Question of Lust – znowu nie zorientowałem się, że Depeche Mode koncertują w okolicy. Ale wtedy bym chyba nie pobiegał… 😉
Sobota
…czyli iść za ciosem. Ponieważ mieliśmy szybciutko jechać na weekendo-urlop, spieszyłem się. Rano było, to pomyślałem, że może parkrun będzie dobrą opcją. I znowu za późno wyszedłem z domu. Do Parku Skaryszewskiego, gdzie w każdą sobotę spotykają się parkrunowcy, mam z domu jakieś 2.5km. Luz, pomyślałem, 12 minut wystarczy… 😉
Ledwo zdążyłem na start, a dobiegając do skaryszaka wykręcałem najwyższe, jak to się miało okazać, tempo tego dnia. No nic, taka nauczka na przyszłość – wyjdźże wcześniej…
Sam bieg po parku fajowy, 5km w granicach 24 minut, tętno 160bpm czyli pod kontrolą. A powrót do domu był leniwy jak nie wiem co.
Niedziela
Zapracowałem, żeby nic nie robić 🙂
Podsumowanie
Cały tydzień obok planu. Widocznie dobry jestem w zastępowaniu i zamienianiu dni treningowych 😉
Cieszę się, że udało się mimo wszystko zrobić te treningi, które chciałem – upalną piętnastkę i półmaraton. Reszta też fajna, a przerywnik w formie plażówki był naprawdę bardzo miły 🙂
A to co się dzieje z tętnem podczas treningu naprawdę napawa optymizmem. Dobry kop do ciśnięcia dalej!
(parkrunowa fotka za https://www.facebook.com/sz.p.ufek/)